„Kryzys, którego właśnie doświadcza cały świat, wpływa na muzykę w równym stopniu, jak na każdą inną gałąź ludzkiej działalności; jednak uważny obserwator łatwo odkryje, że muzyka musi stawić czoła szczególnemu, tylko jej właściwemu kryzysowi.
Zniszczenie równowagi między podażą a popytem jest esencjalną cechą każdego kryzysu. W ciągu ostatniego wieku, produkcja muzyki rosła jak nigdy przedtem i rozjarzyła nadzieje na bezprecedensowe osiągnięcia. Niesamowite masy publiczności zostały wciągnięte w wir muzycznego życia, a sztuka zyskała niebywałą popularność. I, jak zawsze kiedy kryzys się zbliża, mogliśmy obserwować symptomy załamania i tragicznego rozkładu.”
Kiedy muzycy żalą się obecnie na kryzys i materialne nieszczęście, które stało się ich udziałem, powinniśmy pamiętać, że, oglądane przez pryzmat historii, te wydarzenia nie są niczym nowym. Muzyka zawsze cierpiała kłopoty finansowe, a jej historia opowiada nam o muzykach, nawet największych, którzy musieli wieść żałosny, a nawet na wpół-głodny żywot.
Twórca zawsze zależał materialnie od konsumenta jego dzieł i musiał znosić nieuprzejmości, a nawet okresowe upokorzenia. Jego pierwszym odbiorcą był Kościół, od którego – co trzeba uczciwie zaznaczyć – otrzymywał lepsze i bardziej humanitarne traktowanie niż od magnatów i bogatych pracodawców, którzy nastąpili potem…
Stop. To, co właśnie czytasz to nie są ani moje słowa, ani nawet nie zostały napisane w ostatnim czasie. To tłumaczenie przedruku artykułu „Muzyka i kryzys ekonomiczny” rosyjskiego kompozytora i muzykologa Leonida Sabaniejewa, który został opublikowany w grudniowym numerze The Musical Times w… 1934 roku.
86 lat temu.
„Złoty wiek” do którego odnosi się autor to druga połowa XIX stulecia i okres przed pierwszą wojną światową, a kryzys – to osobny kryzys muzyki związany z nadprodukcją muzyków, który zdaniem autora ciągle postępuje na tle kryzysu ekonomicznego.
Po co mówić o przeszłości?
Mógłbym w tej chwili powiedzieć, że cytuję rosyjskiego muzykologa po to, aby wskazać, że problemy, którym stawiamy czoła i natura ludzka się nie zmieniają, zmieniają się tylko technologie i narzędzia. Mógłbym powiedzieć, że historia muzyki to taki zatapiający kły we własnym ogonie wąż Uroboros, a kolejne pokolenia twórców od zawsze i cyklicznie, na swój sposób, są zmuszone radzić sobie z kolejnymi, ekonomicznymi albo wojennymi kryzysami.
I kolejne pokolenia twórców żyją w przeświadczeniu, że właśnie osiagnęli szczyt rozwoju ekosystemu, w którym tworzą, a tu następuje wielkie „bum”, które mówi złośliwie: „sprawdzę, jak naprawdę rząd i społeczeństwo widzi Wasz wkład i Waszą wartość”.
Powiem jednak, że cytuję Sabaniejewa po to, aby wskazać, że immanentną cechą każdego kryzysu jest inflacja sztuki. A jej z kolei naturalną konsekwencją jest „zapchanie się” kurczących się dróg zarabiania na muzyce, ponieważ to one ostatecznie „skanalizują” poszukujących zarobku twórców (oczywiście, jak w każdej epoce powstaną też z pewnością nowe rozwiązania i systemy monetyzacji).
Wróćmy na moment do tego, co pisze autor:
To ilościowy progres w muzyce jest odpowiedzialny za jej kryzys. Jest niezmiennym prawem ekonomii, że cena danego produktu spada, jeśli duża jego ilość zostanie rzucona na rynek. Kiedy utalentowany i wykształcony muzyk był rzadkością, (…) miał wartość. Jednak w XIX wieku konserwatoria muzyczne zorganizowały masową produkcję muzyków i dzieł muzycznych i chociaż popyt najpierw się zwiększył, to potem się ustabilizował: świat uzyskał stan „muzycznego nasycenia”.
A twórców ciągle przybywało.
Pomyślmy teraz, jak bardzo wydarzenia ostatniego czasu pchnęły większość twórców do internetu, zarzucając kurczący się rynek nowymi propozycjami filmików, powstających kanałów, lekcji online czy bezpłatnych albo mniej lub bardziej płatnych koncertów. Czy negatywnie oceniam intencje takich twórców? Skądże, bo co mają zrobić, jeśli po utracie zarobku w „prawdziwym świecie” jedyną, oczywistą drogą dotarcia do odbiorców pozostał internet.
Wielu z nich nie wie jednak, że grupa potencjalnych odbiorców przez cięcia, zwolnienia i kurczące się portfele zmniejsza się. Wielu z nich nie ma też świadomości, że w internecie konkuruje się nie o jakość sztuki, a o uwagę. I próbując zaistnieć w sieci wchodzą w konkurencję nie tylko z artystami, nie tylko z pasjonatami i amatorami, ale przede wszystkim z profesjonalnymi twórcami muzycznego kontentu. A tym, zbudowanie jakiejkolwiek monetyzacji na swoich kanałach zajęło lata konsekwentnego, cotygodniowego publikowania.
Dlatego jakkolwiek nie potoczy się kryzys, ilekolwiek nie potrwa „zamknięcie” rynku eventowego i koncertowego, na pewno sztukę czeka inflacja. Zapoczątkowaliśmy ją sami, pokazując odbiorcom w internecie, że już na początku kryzysu sztuka sprzeda skórę taniej, niż dotychczas.
I, tak jak pisze Sabaniejew, w kryzysie przetrwają najsilniejsi, albo – jak mówi Darwin – najbardziej dostosowani do zmian.
Wiedza czy memy o Churchillu?
W ostatnich dniach ludzie kultury lubią zasłaniać się sfabrykowanym najprawdopodobniej przez czasopismo „Village Voice”, rzekomym cytatem z Churchilla. W wymowie tych słów chodzi o to, że dobry rząd nie obetnie pieniędzy na kulturę „bo o cóż wtedy będziemy walczyć?”.
Żeby stawić czoła nadchodzącemu kryzysowi z realnym podejściem i parą nóg twardo na ziemi, a nie fabrykowanymi „dyskursami”, „konstruktami” i chciejstwem, może warto sięgnąć tym razem po prawdziwy cytat z Churchilla?
Gdy premier przybył do siedziby Admiralicji, Colville przedstawił pomysł, który mu przyszedł do głowy, „by odesłać obrazy z National Gallery do Kanady”. Churchill jednak stwierdził:
„Nie, ukryjcie je w jaskiniach i piwinicach. Żaden nie wyjedzie. My ich pokonamy”.
Według polityków, rządów i społeczeństw muzyka podczas kryzysu pewnie jest ważna. Ale nie łudźmy się, że na czas próby nie ukryje się jej w jaskiniach i piwnicach, a budżety przeznaczy się na coś innego niż walkę o przetrwanie.
Dlatego przyzwyczajmy się do myśli, że w kryzysie – jak zawsze w historii – jeśli nie jej twórcy, to sztuka bedzie musiała radzić sobie sama. Albo przynajmniej przeczeka, a potem – jak zwykle – wyjdzie z piwnic.
A tego, jak radzić sobie w kryzysach, uczmy się nie z memów, ale z doświadczeń tych, którzy byli przed nami. Bo wszystko już było, to tylko narzędzia się zmieniają.
A muzyka? Podlega wiecznej inflacji, którą fundujemy jej także my sami. Ale ciągle jakoś trwa – bo to zupełnie naturalny proces.
* Leonid Sabaniejew, S.W. Pring , Music and the Economic Crisis, „The Musical Times”, vol. 75, no. 1102 (grudzień 1934).
** John Colville, Fringes of Power, s. 115, za: Anthony McCarthen, Czas mroku. Jak Churchill zawrócił świat nad krawędzi, 2018.
*** Photo by Christine Roy on Unsplash