Nie możemy przeżyć popołudnia naszego życia wedle programu poranka — ponieważ to, co rano było wielkie, wieczorem okaże się małe, a to, co rano było prawdą, wieczorem stanie się kłamstwem.

Carl Gustav Jung, The structure and dynamics of the psyche.

 

Bardzo lubię metaforę życia jako sezonów – które można porównać nie tylko do pór roku, ale i prostego, warzywnego ogródka. Każda z pór roku, w zupełnie naturalny sposób, przynosi nowe warzywka, ale też – co zupełnie naturalne – niektóre odbiera.

Zgodnie z koncepcją diety makrobiotycznej – idealnie byłoby dla zdrowia spożywać tylko tę zieleninę, która jest dla nas dostępna w danym sezonie. A jednak spora część z nas – zwłaszcza w branży artystycznej – wpada w pułapkę wiecznego szukania na targu nowalijek późnym latem, albo kupowania marketowych pomidorów zimą. Z upływem czasu, mają one ciągle kształt i kolor pomidorów, ale prawdziwy zapach gdzieś uleciał, a smak trzeba sobie bardziej przypominać, niż można poczuć.

Jan Himilsbach powiedział kiedyś, że jako alkoholik lubi otaczać się innymi alkoholikami, bo każdy niepijący jest wyrzutem sumienia. Zwykle w swoim życiu robimy dokładnie to samo, otaczając się ludźmi z naszej bańki poglądów czy tej samej branży. Ma to niebagatelne znaczenie dla uzyskania wsparcia emocjonalnego, poczucia przynależności, pomocy w realizacji wspólnych celów.

Niesie to też nie dające się zignorować zagrożenie – że do końca życia nie dostrzeżemy, że istnieją alternatywne drogi, z których jakaś mogłaby nam przynieść znacznie większą satysfakcję.

Wieczne marzenia dwudziestolatka

Prawdopodobnie decyzja o zostaniu artystą urodziła się w Tobie gdzieś w dzieciństwie, może w wieku kilkunastu albo dwudziestu lat. Może zdecydowali za Ciebie rodzice. Jeśli masz lat dwukrotnie tyle (i nadal to robisz) – wiedz, że w mniejszym lub większym stopniu ciągle realizujesz marzenia 20-latka. O tym, do czego dążysz teraz, zdecydowała za Ciebie osoba, która właśnie skończyła szkołę, może nie widziała jeszcze studiów czy większego miasta, może miała zupełnie inne potrzeby, cele, albo – a jakże – deficyty, dla kompensowania których scena była wtedy idealnym miejscem.

Jeśli mamy coś wspólnego, to pewnie czytając to, należysz do sławnego 99% – prawdopodobnie nie będąc w topowym, muzycznym 1%. Z pewnością masz za sobą swoje klęski, swoje sukcesy, swoje rozczarowania i swoje wielkie-małe, sceniczne momenty.

I wiedz, że nie chodzi mi o to, aby teraz odłożyć instrument i zostać menedżerem, DJem, coachem branży muzycznej, autorem książek, albo (tradycyjnie) dziennikarzem muzycznym, który do końca życia będzie chodził w wytartym podkoszulku ulubionej kapeli z liceum.

Dwudziestolatkowie – dwadzieścia lat później

Może po prostu nie jara Cię już półpijane wycieranie się w busie od miasta do miasta, bo chcesz spędzić czas z rodziną? Więc spróbuj przerzucić się z grania koncertów na kompozycję czy produkcję. Może granie u boku artysty jako sideman(ka) nie jest już rozwiązaniem, bo od dawna czeka na Ciebie autorska płyta? Może potrzebujesz czegoś zupełnie nowego, na przykład zgodnie z koncepcją, że pierwsza połowa życia jest bardziej służeniem ego, a druga ma być służeniem innym – takim jak Ty, społeczności, rodzinie?

A może jednak odczuwasz z tego, co robisz, totalną satysfakcję i jest dobrze, tak jak jest?

Nie chodzi mi o to, żeby porzucać marzenia. Chodzi o to, żeby mając trzydzieści, czterdzieści i pięćdziesiąt lat nie zawieszać się ciągle na płytach nagranych dwie dekady temu, nie robić wiecznych dodruków studenckiego albumu na winylu i nie dać rządzić swoim życiem żalom do tych ludzi z przeszłości, którzy wyrzucili Cię kiedyś z zespołu, który mógł odnieść, albo odniósł mityczny sukces.

Nie wlewaj młodego wina do starego bukłaka*

Ciągle badaj, próbuj, przekuwaj i sprawdzaj, jakie wartości, przyjemności i aspiracje może przynieść dobre i sezonowane wino, wlane do starszego naczynia. Sprawdź dokładnie, co teraz – w tym momencie – jest Twoim Wembley i pójdź za tym. O swojej przyszłości daj zdecydować nie nastolatkowi, a dorosłemu, którym teraz jesteś.

Nie wiem czy Ci się uda, ale na pewno nie zostaniesz gorzkim starcem, który wiecznie, jak w cyklu odradzającej się natury, próbuje przeżywać uniesienia dwudziestolatka.

A to już całkiem dobry wstęp do dobrej, drugiej połowy życia.

 

* „Nikt też nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, bo inaczej wino rozsadzi bukłaki, i wino i bukłaki zniszczeją.” / Marka, 2.22, cyt. za: Biblia Warszawska.

2 Replies to “Muzyk w drugiej połowie życia (czyli o marzeniach 20-latka)

  1. Ja już dawno zrezygnowałem z marzeń. Za cienki jestem na to, by jakieś mieć – zawsze kończyło się to tylko rozczarowaniami, a głównie rozczarowaniem samym sobą. Ale nie umiałbym przestać grać. Nie byłbym w stanie posprzedawać basów i iść dalej – mimo, że w mojej obecnej sytuacji finansowej byłoby to chyba najrozsądniejszym wyjściem. Po prostu za dużo umarłoby mnie we mnie, bym to nadal był ja. Tym bardziej, że szanse na zostanie managerem czy dziennikarzem muzycznym mam równie duże, co na zrobienie kariery muzycznej po 40 (gdyż owszem, przekroczyłem ją już prawie 2 lata temu). Nie mam na to ani papierów, ani umiejętności, a i satysfakcji z tego miałbym raczej niewiele więcej, niż z moich dotychczasowych śmieciowych zajęć. Co mi zatem pozostało? Plumkać sobie i robić czasem filmy, które obejrzy z 15 osób. I uśmiechać się czasem do marzeń sprzed 20 lat, że – cytując Mistrza Lecha – w końcu kiedyś kimś zostanę.

    • Dziękuję Ci za szczery komentarz. Może rzeczywiście stwierdzenie, że to już tylko hobby byłoby uwalniające i uwolniło trochę energii także na inne zajęcia? Poza tym, nie zgadzam się z mistrzem Lechem (w takim ujęciu). Mała ścieżka to też wartościowa ścieżka, nie ulegajmy kłamstwu showbusinessu, że albo wielka kariera, albo nic. Nie każdy architekt musi zbudować wieżę Eiffla, żeby jego praca miała znaczenie. Z pozdrowieniem!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.