Podobno, jeśli chodzi o popularność, liczbę klików i wyświetleń wszystkie chwyty są dozwolone. Jednak oglądając youtubowe klipy w których występują kobiety-instrumentalistki zamiast na liczbę odsłon warto czasem popatrzeć na sekcję komentarzy. Jednym z najczęściej powtarzających się jest: „chyba właśnie znalazłem żonę”.

Obcą kobietę, którą znam tylko z wyglądu i tego, jak gra.

Wokalistka, basistka i laureatka nagrody Grammy Esperanza Spalding całkiem niedawno odniosła się do tej kwestii i z drugiej strony. Zaprotestowała, że chce być oceniana wyłącznie przez pryzmat swojej muzykalności a nie sex-appealu. Jednocześnie, zaapelowała do grających kobiet, żeby wzięły odpowiedzialność za tę sytuację, unikając nadmiernego seksualizowania siebie i swojej obecności na scenie. Dodając, że takie działania szkodzą każdej kobiecie, która chce być oceniana tylko przez pryzmat tego, jak gra.

Esperanza Spalding (lic. Creative Commons)
Esperanza Spalding (lic. creative commons)

O ile kobieca wokalistyka zawsze miała się w Polsce dobrze, to dopiero w ostatnich latach można zauważyć wiele świetnych instrumentalistek, coraz bardziej widocznych w muzyce rozrywkowej i jazzie. I nie mówię tu o zawsze istniejących „kobiecych zespołach”, obecnych w punku, rocku i zamawianych na eventy (te eventowe – to inna strona medalu), ale o zawodowym, sesyjnym i sidemańskim graniu. Coraz więcej kobiet, zwłaszcza w jazzie, decyduje się też prowadzić swoje autorskie zespoły.

A jako, że jest tych kobiet coraz więcej, coraz częściej można też usłyszeć słowa:

Ona gra jak baba.

A myślisz, że jej sukces, to z jakiego powodu?

Zawsze poznałbym kobietę po tym jak gra.

Wiadomo – co nie dogra to dowygląda.

Kiedy byłem młodym głupcem (teraz już nie jestem taki młody) i mnie zdarzyło się rzucić coś podobnego.

Jest koniec 2017 roku, a ja zastanawiam się, jak to jest być dziś kobietą-instrumentalistką lub liderką własnego zespołu w Polsce. Jakie wyzwania, o których głośno się nie mówi, trzeba podjąć? Czy ciągłe zdominowanie przez mężczyzn (często odnoszących sukcesy „samców alfa”) świata muzyki to ułatwienie czy przeszkoda?

Czy słowa „grasz jak kobieta” to zarzut, komplement, a może tylko emanacja świata w którym zamiast na jakość rzemiosła i muzyki, patrzy się najpierw na płeć?

A może już naprawdę tak patrzeć nie wypada?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.