Wielki pianista Bill Evans, który połączył impresjonistyczne inspiracje ze światem jazzu mawiał: „Nie istnieje coś takiego, jak talent. Jest tylko pasja i ciężka praca.”

Kataloński wirtuoz Jordi Savall, który na nowo odkrył dla świata zapomniany instrument, jakim jest viola da gamba, ćwiczył od czterech do dziesięciu godzin dziennie przez dekadę zanim uznał, że jest gotowy, aby dawno zapomniane dźwięki zabrzmiały na scenie.

Przez wielu okrzyknięty największym muzykiem pierwszej połowy XX wieku, wiolonczelista Pau Casals, poświęcił 12 lat studiom suit Bacha na wiolonczelę, zanim po raz pierwszy wykonał je publicznie.

Niegdyś, uważana już za całkiem dobrą wiolonczelistka Vivien Mackie, miała okazję studiować z Casalsem podczas jego wygnania w Prades we Francji. W momencie, gdy przybyła na pierwszą lekcję z mistrzem, nie miała pojęcia, czym jest prawdziwa pasja do muzyki.

Kiedy została poproszona o zagranie fragmentu koncertu D-dur Haydna, mistrz zastopował ją łagodnie już na pierwszej nucie. „Grasz ją zbyt wysoko” – powiedział Casals. Kiedy – swoim zdaniem –  ją poprawiła, usłyszała: „ciągle za wysoko”. Kiedy podjęła kolejną próbę, tym razem zabrzmiało „za nisko”. Gdy jedna z następnych prób w końcu zabrzmiała satysfakcjonująco dla ucha wirtuoza, znowu usłyszała „stop”. „Wysokość jest dobra. Ale ma być piano”. Dźwięk. „Nie takie piano. Koncertowe piano”. 

Na pierwszej lekcji zagrali jeden takt utworu.

Podczas następnych trzech miesięcy, przebrnęli razem przez pierwsze trzy linijki trwającego ponad 20 minut koncertu.

Jak relacjonuje Mackie, te trzy linijki poprawiły jej słyszenie, intonację, dynamikę, umiejętność interpretacji i ogólne rozumienie muzyki bardziej, niż jakiekolwiek studia z przeszłości.

Innym razem, kiedy znowu miała problem z wysokością nuty, Casals spytał: „Wiesz dokładnie, gdzie jest D na Twoim instrumencie?”. 

Ono tam było. Nie pół milimetra dalej na podstrunnicy. Nie pół milimetra bliżej. Dokładnie tam, gdzie umieściły ten dźwięk na instrumencie prawa fizyki, w relacji ze smyczkiem, dłonią i ciałem grającej.

Wielkie rzemiosło kształtuje się w czasie. Wielka muzyka wymaga dedykacji. 

Jednak wiele dzisiejszej muzyki nie tworzy się po to, aby sama wytrzymała swoją próbę, ale dla sprostania próbie publicznej akceptacji. 

Wtedy, kryteria zmieniają się radykalnie. 

Akceptacja wymaga szybkości, sprytu i wystarczająco dobrych rozwiązań, bo czasu zwykle nie ma. Dedykacja –  czasu potrzebuje. Bo życie to za mało, aby odkryć całe bogactwo, które kryje się w muzyce.

Dziś, wiele „D”, które brzmią ze sceny nie jest tam, gdzie jest to „D”, którego uczył Casals. Są wystarczająco blisko, żeby zostały publicznie zaakceptowane. 

Pozostaje pytanie: zmierzasz drogą dedykacji czy akceptacji?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.