Don Draper, jeden z bohaterów serialu o początkach reklamy, zatytułowanego Mad Men mawiał: „Nie każda baletnica dostanie to, czego chce. Świat nie jest w stanie utrzymać aż tylu balerin”. To więc żadna nowość, że rynek nie jest w stanie finansowo wspierać każdego, kto postanowi zostać artystą muzykiem.
Tajemnicą nie jest również fakt, że stanięcie na środku ulicy i powiedzenie: „macie, to jest moja sztuka” nie powoduje magicznego deszczu stuzłotówek. Jeżeli ktoś mówi Wam coś innego to albo kłamie, albo kłamie, żeby na Was zarobić.
A do garnka trzeba przecież coś włożyć.
Więc od zarania dziejów muzycy wybierają jedną z trzech dróg:
- umieranie z głodu, awitaminoza i suchoty,
- granie tzw. „jobów”, dających różny poziom satysfakcji ,
- trzymanie się „swojego” za cenę dziennej, płatnej, mniej lub bardziej lubianej aktywności.
Pierwszej drogi z oczywistych względów nie polecam. Druga i trzecia są dziś po prostu kwestią wyboru albo – bywa – konieczności. Pomimo, że przedstawiciele tych opcji często patrzą na siebie z ironią i obrzucają sentencjami w stylu: „Tak, jesteś muzykiem, a nie masz nawet ubezpieczenia i potem cała branża będzie się na ciebie zrzucać” albo: „Siedzisz cały dzień przy biurku, a potem bierzesz gitarę i nawet nie pamiętasz, jak ją nastroić”. I rzadko zapraszają się nawzajem do grania.
Day job – trudna sprawa
Paradoksalnie, bardziej skomplikowaną drogą do sukcesu jest tzw. „day job”: przez zawodowych muzyków jesteś postrzegany jako niedyspozycyjny, utrzymanie swojej sztuki na poziomie wymaga świetnej organizacji czasu, no i łatwo wpaść w pułapkę comiesięcznej, wygodnej pensji, zapominając o muzyce.
Dziś więc kilka inspiracji dla tych, którzy wybrali opcję numer trzy i postanowili dołączyć do ścieżki praktykowanej dłużej lub krócej przez takie nazwiska, jak: Bob Marley (robotnik w fabryce samochodów), Freddie Mercury (kramarz), Sting (poborca podatkowy, nauczyciel, model, aktor), Tom Waits (kucharz w pizzerii), Avishai Cohen (pracownik budowy), Bryan Beller (marketer), Ian Curtis (klerk w Urzędzie Pracy), Art Garfunkel (nauczyciel matematyki), Philip Glass (hydraulik), Gotye (bibliotekarz), Jeff Buckley (recepcjonista), Serj Tankian (System of a Down – właściciel firmy software’owej).
Jak więc, biorąc przykład z tych powyżej, maksymalnie wykorzystać czas „łapania dwóch srok za ogon”?
[fblike]
Zignoruj wszystkich
Jeżeli robisz coś unikalnego, to prawdopodobnie nigdy nie będziesz miał większej szansy na bycie sobą – bez względu na panujące mody. Mając w kieszeni regularną pensję możesz spokojnie ignorować rady dobrych wujków i iść swoją ścieżką. Ryzyko jest i zawsze było tylko po Twojej stronie.
Unikaj gangu spod butli z wodą
W każdej firmie jest butla ze źródlanką, przy której zbiera się towarzystwo głodne firmowych plotek. Jeśli wyjdziesz tam z jakimś pomysłem, to na pewno usłyszysz dlaczego się nie da. A jeżeli już przyjmujesz dobre rady, to, jak mawia basista Wojtek Pilichowski – „Słuchaj tylko tych, którym się udało. Reszta będzie Cię zniechęcać.”
Jeżeli liczysz, że nagle zostaniesz odkryty, to pewno poniesiesz porażkę
Masz gdzieś w notesie listę najbardziej nieprawdziwych przysłów? Dopisz do nich: „Siedź w kącie, a znajdą Cię”. Rzeczywistość nie działa tak, że dziś jesteś szarą myszką a jutro nagle różowym jednorożcem. „Grube ryby” nie pływają ani w Twoim pokoju, ani w domowym studio, ani na fanpage’u, gdzie połowa „lubisiów” to znajomi. Doskonal swoją sztukę, nagrywaj, pokazuj się, promuj i bądź wszędzie. Mając etat, masz sporo pieniędzy na stawianie drinków.
Śpiewaj własnym głosem, z dala od tłumu
„Przemyski Jimi Hendrix”, „poznańskie Dirty Loops” i „polska Beyonce” działa dobrze na lokalnych kolegów muzyków. Czasem działa też na fanów z kompleksem zachodniej muzyki. Ale większość wielkich karier opiera się na inspiracji, którą ktoś zamienił w unikalność. Lepiej stanąć obok tłumu, niż próbować się w nim wyróżnić. Mając zabezpieczenie finansowe możesz spokojnie pielęgnować swoją oryginalność. Prawo biznesu mówi: innowacja przyjmuje się dłużej, ale na dłuższą metę bywa znacznie bardziej opłacalna.
Wiedz, czy i kiedy zejść ze ścieżki
Pracujesz w dzień, żeby zarabiać na muzyce w przyszłości czy zarabiasz, a muzyka jest tylko dodatkiem? Regularna pensja przyzwyczaja i daje przyjemne ciepełko. Nigdy nie będzie wystarczająco dobrego momentu, żeby zrezygnować z dziennej pracy, co zresztą pokazują wymienione wyżej przykłady. Niektórzy z „wielkich” nawet po pierwszej dużej płycie kontynuowali przygodę z „day jobem”. A niektórzy od razu powiedzieli „do widzenia”.
Wybór, jak zwykle, należy do Ciebie.
P.S. Część z powyższych i inne inspiracje znajdziesz w fantastycznej książce Hugh McLeoda „Ignore Everybody (and other keys to creativity)”, którą polecam każdemu kreatywnemu. Zwłaszcza, jeżeli łączy pasję z pracą lub ma – po prostu – dwie różne pasje.
Potrzebujesz kogoś, kto ujmie Twoje kreatywne pomysły we właściwe słowa? Kto przekuje Twoją artystyczną tożsamość na notkę bio, opis projektu albo skuteczny presspack?
Zapraszam Cię do współpracy!
Sprawdź mini-kurs o budowaniu marki w muzyce i kulturze, który stworzyłem wraz z Tak Brzmi Miasto:
Grasz koncerty, kręcisz teledysk, czeka Cię sesja zdjęciowa?
Sprawdź pierwszą e-książkę o tym, jak polepszyć odbiór dźwięków przez obraz, ruch i wizerunek. Pigułka skondensowanej wiedzy, którą powinien wziąć każdy, kto zajmuje się muzyką!
Piękne porady dla zdolnych i pracowitych!
Moja jest dla Leniwych Basistów, jak zresztą wszystkie od lat 😀
Nawet jeśli kariera nie dla Ciebie, to nigdy, NIGDY, nie rezygnuj z muzycznej aktywności!!!
Znam tylko kilku, którzy zrobili jakąś karierę, ale co najmniej kilkunastu, którzy zrezygnowali z grania i są teraz nieszczęśliwymi ludźmi.
Osobiście „karierę” odpuściłem sobie dosyć szybko, ale z grania nie tylko nie zrezygnowałem, ale czerpałem z tego radość całe życie, nadal ją czerpię i nie zamierzam przestać.
Możliwe, że zagram nawet na własnym pogrzebie!
W końcu jestem nie tylko gitarzystą basowym z dwudziestosezonowym doświadczeniem teatralnym i kilkudziesięcioletnim „klezmerskim” oraz jazzowym, ale także tubistą kilku orkiestr dętych i kapel dixielandowych…
Życzę szczęścia bo w sukcesie, oprócz pracy nad sobą, ono jest najbardziej pomocne!