Od jazz-fusion i rocka, aż po lo-fi i muzykę ilustracyjną – na debiutanckiej płycie Szymona Kozikowskiego, którą miałem ogromną przyjemność współtworzyć, można znaleźć 10 zróżnicowanych stylistycznie, autorskich kompozycji lidera. I mimo, że gatunków tam sporo, to spajają je improwizacyjne, jazzujące podejście z jednej strony i piosenkowe, skondensowane myślenie z drugiej.
Niełatwo mi zapomnieć, kiedy w połowie 2022 roku wracałem przez letni, wieczorny, krakowski Rynek i Sukiennice z mocno uduchowionego spotkania ze znajomym i wypełniałem myśli swobodnie krążącą wokół muzyki medytacją, która płynnie przeszła w modlitwę. Nagle, gdzieś przy wejściu w Szewską doszło do mnie przez tradycyjnie rozimprezowane głosy tłumu wołanie: „Władek!” Odwróciłem się i ujrzałem dawno nie widzianego Szymona – gitarzystę. Zaczął mówić, że myśli nad autorską płytą i chce złożyć instrumentalne trio, które ubierze jego kompozycje w aranże. I że właśnie myślał o mnie (Anglosasi nazywają takie zjawisko zgrabnie „serendipity”, co na potrzeby tej sytuacji dobrze odda termin „synchroniczność”). Miał dołączyć do nas 21-letni wtedy perkusista Mikołaj (pierwszy zapytany bębniarz – na szczęście dla tego, co miało wydarzyć się później – okazał się zajęty przeprowadzką do Warszawy).
Nic nie mogło mnie bardziej ucieszyć – dla mnie był to czas muzycznej „posuchy”, wypełnionej pracą akademicką i warsztatową i tęskniło mi się do swobodnego, improwizowanego, instrumentalnego grania. Daliśmy sobie komfort prób i przed nagraniem płyty postanowiliśmy popracować razem kilka miesięcy, następnie zagrać pierwszy koncert i dopiero wtedy wejść do studia.

W maju 2023 roku rozłożyliśmy się w klimatycznym Monochrom Studio u Ignacego Gruszeckiego w Kotlinie Kłodzkiej. Trzy instrumenty w tym samym pomieszczeniu, nagranie 100% live, zagranie po dwa-trzy „tejki” tego samego utworu i nocny powrót do Krakowa. Potem chwilę posprodukcyjnej pracy nad nałożeniem efektów i brzmień na nagrane ścieżki i okazało się (jak to w branży kreatywnej bywa)… że płyta musiała dojrzeć i „wysezonować” się na półce przez dwa lata, aż dogoni ją rozwój i parę niezwiązanych z muzyką spraw… samego kompozytora.
Dlatego tym przyjemniej mi zaprezentować efekty tego bardzo majowego weekendu w górach sprzed dwóch lat. Lubię to nasze trio, instrumentalne kompozycje i „piosenkowe” myślenie Szymona. Mieliśmy razem dobry czas i wreszcie mogę pomyśleć o „Digitalself” jako o czymś, co szczerze i ze sporą „prawdą konsolety” oraz kultowego, analogowego sprzętu (REDdi, Pultec EQ i Distressor) oddaje mój poziom grania i miejsce, w którym muzycznie jestem.
Zapraszam Cię do posłuchania!
Co szczególnie polecam?
- „Into the Forest„, które łączy ciekawe polirytmy z inspiracją elektroniką, przeniesioną na „żywe” trio.
- Epickie „Love” w którym Szymon (przypominam, gitarzysta i lider!) był odważny oddać prowadzenie improwizowanej solówce basu i bębniarskiemu szaleństwu Mikołaja.
- Chilloutowe, jazzujące „Hope”, gdzie mogłem pobawić się solowo językiem be-bopu, który bardzo jako basista lubię i ciągle studiuję.
- Groove’ove „There Is No Plan B” , które jest małym hołdem dla Scofielda.
- Bardzo fusionowe „What’s Next” w którym nie mogło zabraknąć gospelowych zagrywek na basie (a jak!).
fot. Joanna Chudyba/Janek Rusin