Pablo Picasso mawiał, że bez pogrążenia się w wielkiej samotności nie sposób dokonać niczego istotnego. Myślę, że niekoniecznie miał na myśli zostanie żyjącym w celibacie mnichem.
Myślę, że przewidział błogosławieństwo i przekleństwo artystów – internet.
Jedna z antropologicznych teorii o powstaniu internetu mówi, że powstał jako naturalne przedłużenie naszego umysłu. Umysłu, który potrafi być i skupiony, i chaotyczny. Umysłu, który czerpie przyjemność bycia z samym sobą, ale i ciągle łaknie połączenia z innymi. Taki stał się też internet – i tak jak umysł, potrafi prowadzić i do dobrych, i do złych rzeczy.
Siadając z instrumentem, żeby wykonać muzyczną pracę, możemy zamknąć się w pokoju czy pracowni i odłączyć się od fizycznej obecności innych. Ale nie jesteśmy prawdziwie samotni, dopóki nie odłączymy się od sieci.
Producenci różnych urządzeń elektronicznych mówią, że to one rewolucjonizują ćwiczenie. Twórcy kursów online zachęcają: podczas pracy zostań z nami. Handlujący internetową walutą lajków, serduszek i subskrypcji Youtuberzy tworzą iluzję, że kompulsywne skakanie od jednego do drugiego clickbaitowego wideo to licząca się, muzyczna praca.
Kursor i kciuk bywają niebezpieczne.
Kursor, raz użyty, sobie tylko wiadomymi ścieżkami potrafi nas zaprowadzić w miejsca, które nie mają nic wspólnego z produktywnością. Jeden gest kciukiem w poszukiwaniu nowego, dającego zastrzyk dopaminy powiadomienia, może skutecznie rozbić każdą, ćwiczeniową sesję.
Przygotowanie do ćwiczenia może być pracą online. Ale prawdziwe ćwiczenie dzieje się tylko poza siecią. Istotna praca wymaga przestawienia umysłu w specjalny tryb. W pełnym odłączeniu.
Bo prawdziwa rewolucja w dzisiejszych czasach to nie najnowszy, usprawniający ćwiczenie gadżet. To tylko Ty, instrument i zapisana planowaną pracą kartka.