Gdyby zgromadzić biografie wielkich muzyków, wywiady z nimi i wszelkie analizy, opisujące metodykę ich ćwiczenia, to z pewnością połączyłoby je jedno ważne spostrzeżenie. Że wirtuoza od tego, który przez 10 lat próbuje zostać dobrym muzykiem odróżnia…
nie „talent”. Nie „geniusz”. Nie bogaty mecenas, który łoży na niego takie pieniądze, że muzyk może nie robić nic poza ćwiczeniem.
Tylko ponadprzeciętna umiejętność koncentracji.
Niby truizm. A jednak, dlaczego ćwicząc prawdopodobnie nie wyłączasz smartfona? Sprawdzasz powiadomienia? Myślisz o kwitach z pralni i niezapłaconym rachunku z Ery? Z Idei. Whatever.
Czy wiesz, że wirtuoz bębnów, Dave Weckl deklaruje w wywiadach, że nie ćwiczył nigdy więcej niż 3-4 godziny dziennie? Czy słyszałeś, że jeden z największych basistów w historii (Jaco Pastorius) oceniał, że dzięki umiejętności skupienia się tylko na jednej czynności godzinę jego ćwiczenia można by porównać z 4 godzinami kogoś innego?
The Inner Game of Music
W latach 80. kontrabasista i pedagog Barry Green zetknął się z przełomową, czytaną przez pokolenia sportowców książką Tima Gallwey’a „The Inner Game of Tenis” i doszedł do wniosku, że muzyka ma w gruncie rzeczy sporo wspólnego ze sportem. Podobnie jak w sporcie, muzyk o danych, stałych umiejętnościach ma raz gorszy, raz lepszy „dzień” i czasami potrafi zagrać świetnie, a czasami kompletnie położyć koncert. Owocem tych przemyśleń stała się ich wspólna pozycja zatytułowana „The Inner Game of Music” – „Wewnętrzna gra w muzykę”.
Co jest powodem takich różnic? Dlaczego jedni uczą się szybciej, a drudzy od dziesięciu lat ciągle „ćwiczą pierwszy rok”? Dlaczego jedni zawsze występują „na poziomie”, a inni dają koncerty od fatalnych do wybitnych?
E = JA2 czyli najważniejsze równanie muzyki
Jak pisze Barry Green, poziom Twojego koncertu nigdy nie będzie tylko odzwierciedleniem Twoich umiejętności muzycznych. Według autora zawsze kiedy ćwiczysz lub występujesz toczą się dwie, równoległe gry. Pierwsza to ta, którą usłyszeć mogą słuchacze. Druga to ta, którą słyszysz tylko Ty. To Twoje wewnętrzne „przeszkadzajki”.
Ta świadomość pozwala stworzyć kluczowe dla muzyki równanie:
Poziom Twojego występu = Twoje umiejętności/potencjał – „przeszkadzajki”
(Performance = Potential – Interference)
Każda z tych „przeszkadzajek” wyłącza ścisłą koncentrację, niezbędną w skutecznym ćwiczeniu oraz uniemożliwia przejęcie kontroli tej części mózgu, która jest odpowiedzialna za „autopilota”, tak potrzebnego w występach na żywo i naturalnym „uwolnieniu” nabytych umiejętności.
Autor książki opisuje te systemy jako „JA 1” – odpowiedzialne za snucie myśli o przyszłości i przeszłości, a także autodestrukcyjne sądy oraz „JA 2” – odpowiadające za naturalną ekspresję, doświadczanie, skupienie zmysłów i bycie w teraźniejszości. Co ciekawe, w naturalny sposób najbliżej „autopilota” (czyli „JA2”) jesteśmy tuż po przebudzeniu (zanim włączy się chaotyczny umysł) albo kiedy jesteśmy totalnie zmęczeni. Dlatego właśnie wielu muzyków opisuje, że najbardziej „zażerało” im, kiedy „nie mieli już siły myśleć” (niektórzy muzycy ciągle wyłączają „JA1” za pomocą alkoholu lub innych używek, ale cóż, nie wiedzą, że są prostsze i tańsze sposoby – po prostu nie czytali tej książki, która kosztuje mniej niż butelka czerwonego Walkera).
A więc to od Twoich umiejętności opanowania wewnętrznych głosów w stylu „nie dam rady”, „zaraz to trudne przejście”, „jaki teraz będzie akord”, „przyszedł ten znany muzyk i mnie słucha”, „ale zaraz im zagram!” zależy jaką „grę” finalnie usłyszą Twoi słuchacze.
Chcesz być w niej lepszy? Zastosuj jedną z 3 technik opisanych w książce:
1. Jak wyłączyć „przeszkadzajki”? ( ćwiczenie dla początkujących)
Żeby wyłączyć rujnujące ćwiczenie i występy na żywo „przeszkadzajki” („JA 1”), wcale nie trzeba posiadać umiejętności medytacyjnych buddyjskiego mnicha (ani chrześcijańskiego mistyka).
Green zwraca uwagę, że kluczowa dla poradzenia sobie z problemem jest na początku świadomość i zauważenie problemu. Następnym razem, kiedy usłyszysz w głowie wewnętrzną, wartościującą zaczepkę w stylu „zaraz to trudne unisono” (co prawdopodobnie totalnie Cię wysypie) zatrzymaj się i powiedz sobie głośno: „mówię do siebie, że zaraz to trudne unisono”. Przy odrobinie wprawy, myśl powinna już nie wrócić.
2. „Próbowanie” jest gwarancją porażki, więc nigdy nie próbuj niczego zagrać
Fritz Perls, twórca psychologicznej terapii Gestalt mawiał, że „trying fails, awareness cures” („Próbowanie” daje niepowodzenie, świadomość leczy). Druga technika, którą opisuje Green opiera się na przeświadczeniu, że za każdym razem, kiedy mówimy sobie „spróbuję coś zrobić”, nastawiamy nasz umysł na niepowodzenie. Nie musisz przecież „próbować usiąść na krześle” albo „próbować podnieść rękę”. To po prostu się dzieje. Każda umiejętność, którą mamy już zintegrowaną i głęboko wyuczoną nie potrzebuje próbowania. Ale kiedy wyobrazisz sobie: „próbuję otworzyć te drzwi”, Twój umysł wyobraża sobie raczej próbę otwarcia, niż udaną akcję.
Dlatego zamiast następnym mówić sobie „spróbuję zagrać to przejście” po prostu skup się i pozwól przejąć kontrolę „JA2”. Najłatwiej zrobić to przełączając się na zmysł słuchu lub dotyku. Zastanów się wtedy jak głośna jest nuta, którą grasz? Która z nut się wybija? Jak chropowata jest struna pod Twoimi palcami? Efekty naprawdę mogą Cię zaskoczyć.
3. Pokaż im wszystkim, jak bardzo źle grasz!
Skoro jesteśmy już w świecie zaawansowanej psychologii („deep psychological shit”, jak powiedzieliby Amerykanie), trzecia opisywana przez Greena technika nie jest w sumie niczym nowym. Już jeden z twórców trzech najważniejszych XX-wiecznych szkół terapii, Victor Frankl, opisywał, że stosował ją do leczenia swoich pacjentów jeszcze przed wojną. Definiował to jako leczenie „hiperintencji” – czyli przesadnej chęci osiągnięcia czegoś.
W zaskakujący sposób jako metoda lecznicza często sprawdzało się wywrócenie wszystkiego „do góry nogami”, czyli zastosowanie tzw. intencji paradoksalnej. Jak to zrobić? To bardzo proste.
Jeżeli coś bardzo Ci nie wychodzi przez długi czas i chcesz to zagrać poprawnie, pozwól sobie na błąd. Jeśli ćwiczysz jakąś trudną frazę i nie może Ci kompletnie wejść „pod palce”, powiedz sobie: „teraz pokażę sobie, jak bardzo mi to nie wychodzi”. Zademonstruj widzom, jak totalnie kiepsko grasz to przejście.
Efekt tej wewnętrznej gry z własnym umysłem może być równie skuteczny, jak Victor Frankl leczący zaburzenia osiągania orgazmu u swoich pacjentek.
A na dziś, życzę Ci samych udanych fraz i przejść oraz zachęcam do sięgnięcia po „The Inner Game of Music”. Bo czasami, żeby stać się lepszym muzykiem, niekoniecznie trzeba ćwiczyć. Wystarczy nabrać trochę świadomości.