Nie ma dwóch bardziej szkodliwych słów używanych przez muzyków na określenie tego, co robią, niż „dżob” i chałtura. Dlaczego? Bo słowa mają moc. Uważasz, że nie mają? Posłuchaj historii:
Pewien guru usiłował wyjaśnić jakiemuś audytorium, że ludzie silniej niż na rzeczywistość reagują na słowa. Żyją wręcz słowami, żywią się nimi. Jakiś mężczyzna wstał i zaprotestował:– Nie zgadzam się z tym, że słowa wywierają na nas aż taki wielki wpływ. – Na co guru odparł:– Siadaj, skurwysynie! Zsiniały ze złości mężczyzna wykrzyknął:– I to pan nazywa siebie osobą oświeconą, guru, mistrzem, powinien pan się wstydzić! – Na co guru odparł:– Proszę mi wybaczyć, sir. Poniosło mnie. Naprawdę, proszę o wybaczenie. To nie było zamierzone. Przepraszam. – Mężczyzna w końcu się uspokoił. Wówczas guru powiedział:– Wystarczyły dwa słowa, aby wywołać w panu burzę i kilka słów, by pana uspokoić. Prawda?
Słowa nie tylko opisują rzeczywistość w której żyjesz. Słowa ją tworzą. Za pomocą słów sam nadajesz wartość temu, co robisz. Sam nadajesz temu, co robisz, sens. Lub to z niego odzierasz.
Masz poważne problemy czy stawiasz czoła wyzwaniom? Przekonujesz rozmówców czy kłócisz się? A może tylko wymieniasz poglądy? Angażujesz się w projekt czy jesteś w niego uwikłany? Grasz joby i dżobiki czy grasz koncerty?
Tak, wiem, że wszyscy wokół mówią „job”. „Wszyscy” to świetny argument, prawda?
Zrób mały eksperyment myślowy i odpowiedz sobie na kilka pytań. Jak wygląda i zachowuje się publiczność na dżobie? Ile jej jest? A jak wygląda publiczność koncertowa? Jak się przygotowujesz do jobów, a jak do koncertów? Na jobach grywa się z kserowanych i pisanych na kolanie kartek. Czy na koncertach też? Załóżmy, że spóźniasz się na próbę do dżoba. Gdybyś miał do zagrania koncert, spóźniłbyś się? Gdzie u Ciebie przebiega granica między dżobem a koncertem?
Podejście do tego, co robisz zaczyna się od sposobu, w jaki o tym mówisz. Możesz to wzmacniać i pielęgnować, albo deprecjonować, odzierając z wszelkiej wartości. Wybór… jak zwykle należy do Ciebie.
Rewelacyjny ten Pana Blog, a cytowany Anthony De Mello to miód na serce.
Bardzo dziękuję! „Przebudzenie”, jak i inne jego książki stoją na półce i choć nie wszystko mnie w nich przekonuje, to lektura bardzo inspirująca. Pozdrawiam!