Własne pieniądze zarobione na truskawkach w Niemczech (kosztem wakacyjnej przerwy w działalności zespołu). Szeleszczący prezent od cieszącego się lepszą lub gorszą reputacją „mecenasa” (w zamian za niewidzialną smycz i obietnicę udziału w zyskach w przyszłości). A może rodzinna pożyczka od brata, który pracuje w korporacji (za cenę przypominania tej pożyczki w każde święta)?
Sposobów finansowania zespołu w branży funkcjonuje wiele i wiele z nich, zwłaszcza w perspektywie, nie zawsze korzystnie wpływa na rachunek zespołowych zysków i strat.
Wśród tradycyjnych patronatów, działalności koncertowej, konkursów, zbiórek i zespołowych pożyczek istnieje jeden oficjalny, przejrzysty, jasno określający odpowiedzialność obu stron. I najbardziej zbliżony do reguł czystego biznesu. Brand sponsorship – czyli sponsoring zespołu przez markę.
Nie zapełniasz klubu? Nie idę z Tobą …
Kiedyś mówiło się w branży, że jeśli zespół nie potrafi zapełnić klubu to nie ma co starać się o współpracę z marką. Dzisiaj, w dobie internetu i w czasach, kiedy „szum” na rynku reklamowym wymaga do przebicia się naprawdę potężnych budżetów to naturalne, że marki poszukują kreatywnych i bardziej efektywnych kosztowo sposobów na budowanie wizerunku. A któż do tego nadaje się lepiej, niż zespoły z ich publicznością i fanami?
Do całkiem niedawna, brand sponsorship działał bardzo partyzancko (na przykład na poziomie lokalnych, małych firm). Z drugiej strony, często zarezerwowany był dla artystów i zespołów ze strategicznymi kontraktami w wielkich wytwórniach. Dziś, po wsparcie czołowych marek może zwrócić się zarówno debiutant, mający za sobą wytwórnię jak i niezależny artysta. Pod warunkiem, że ma dobry pomysł, na którym skorzysta marka, potrafi napisać biznesową ofertę językiem korzyści oraz przekonywująco ją przedstawić.
Dlatego, jeśli myślisz o nawiązaniu współpracy z jakimś „brandem”, warto wziąć uwagę kilka ważnych reguł. Przede wszystkim, celuj w marki, których grupa docelowa pokrywa się z profilem Twoich fanów. Rynek jest już pełen celebrytów zmieniających markowe „barwy” w każdej kolejnej kampanii. Dlatego, nie zaszkodzi też autentyczne podejście i szczere przekonanie do danego „brandu”.
A jak to działa w praktyce? Poznaj historie brand sponsorships, zdobytych przez Dagę Gregorowicz z DagaDana i Gabrielę Szubę, menadżerkę Buslava.
Opowiada Daga Gregorowicz, DagaDana:
Muzyk 2.0: Jaka jest historia Waszej współpracy z Pocztą Polską?
Daga: Sprawa jest bardzo prosta. Wypuszczaliśmy płytę „List do Ciebie”. Projekt graficzny obejmował zamknięty w środku list, opakowany sznureczkiem. Okładka nawiązywała do graficznych symboli Poczty Polskiej, znajdował się na niej znaczek z lat, w których żył Janusz Różewicz – czyli poeta, którego twórczość chcieliśmy uczcić płytą. I to zupełnie naturalne, że pomyślałam, że warto się zgłosić do Poczty Polskiej i zaproponować jakąś formę współpracy.
Najtrudniejsze było dostać się do działu marketingu – bo nigdzie nie mogłam znaleźć namiarów – są mocno chronione, nie znajdziesz ich na stronie. Po wielu telefonach w końcu dostałam numer oraz adres mailowy i udało mi się ich zaciekawić propozycjami różnych akcji na tyle, że umówiliśmy się w ich siedzibie. Już na pierwszym spotkaniu pokazałam propozycje gotowych działań i wstępne projekty graficzne. Zaproponowałam akcje na koncertach, podczas których ludzie dostawali by papeterie i byli zachęcani do tego, aby napisać list do przyjaciela. Przy tym wszystkim Poczta zgodziła się wypożyczyć nam unikalną, zabytkową skrzynkę na listy.

Jednym z celów wizerunkowej, pocztowej strategii w owym czasie było podtrzymywać modę na pisanie listów – i propozycja naszej akcji wpisała się w nią doskonale.
Co dokładnie zyskaliście jako zespół dzięki takiej współpracy?
Pierwszy i najważniejszy zysk jest taki, że dzięki wsparciu marki mogliśmy zrealizować płytę w sposób, w jaki sobie wymarzyliśmy – pod kątem graficznym i wydawniczym. Każdy, kto bierze te płytę do rąk chwali niezwykłe wydanie. Ale to nie tylko kwestia kosztów. Dostaliśmy pozwolenie, aby wykorzystać i zmodyfikować w projekcie unikalne znaki – na przykład znaczek z lat, w których żył Janusz Różewicz. Wpisaliśmy w niego twarze zespołu i zamiast Poczta Polska umieściliśmy napis „Poezja Polska”.
Wspólna akcja pisania listów bardzo pomogła nam w promocji – w mediach dzięki niej znacznie chętniej mówiono o płycie. Dotarliśmy też do zupełnie nowych fanów – nawet tak normalnie ukrytych, jak pasjonaci pisania prawdziwych listów. Na koncerty zaczęły przychodzić rodziny z dziećmi, które wysyłały listy do przyjaciół, którzy do tej pory zupełnie nie słyszeli o zespole. Każdy list zaczynał się od słów: „właśnie jestem na koncercie zespołu DagaDana…” Dzięki temu, te akcje owocują do dziś. No i my jako zespół mamy sporą satysfakcję, że możemy naszych słuchaczy ubogacać nie tylko muzyką, ale i ożywiać starą sztukę pisania listów.
Dla mnie jako menadżera to była też wielka nauka – nagle wskoczyć do jednej z największych firm, negocjować umowę. Nauczyłam się dzięki temu rozmawiać z działem marketingu i menadżerami wyższego szczebla. Najważniejsze w tym wszystkim było to, że utwierdziliśmy się wtedy jako zespół w przekonaniu, że mamy coś do powiedzenia, budujemy markę i nie jesteśmy jakimś no-name’em. Był to też odpowiedni moment – myślę, że nic by z tej współpracy nie wyszło, gdybym przyszła z tym projektem 5 czy 6 lat temu.
No właśnie. Powiedz proszę, co Twoim zdaniem może być ważne dla artysty który chce zdobyć podobny kontrakt? Jak podejść do całej sprawy?
Przede wszystkim do rozmowy trzeba być doskonale przygotowanym. Mieć jasną wizję i konkretny plan działań. Powinniśmy przedstawić nie tylko to, co chcemy zdobyć, ale przede wszystkim, co na współpracy może zyskać marka. Do tego trzeba być elastycznym, otwartym i ciągle pytać czy druga strona ma jakieś ciekawe pomysły na usprawnienie współpracy.
Najgorsze to pójść bez pomysłów i bez wizji, jedynie z prośbą o pieniądze i obiecywać, że zespół zrobi „fajne rzeczy”, ale jeszcze nie do końca wiadomo jakie. Warto mieć ze sobą zdjęcia, wizualizacje albo nawet gotową prezentację. I dobrze odrobić zadanie domowe i dowiedzieć się jak najwięcej o firmie. Poprzez swoje podejście musisz udowodnić, że jesteś zainteresowany współpracą akurat z tą konkretną firmą. Pamiętajmy, że współpraca to zawsze obupólna transakcja, na której powinien zyskać i zespół i marka.
Komentuje Gabriela Szuba – menadżerka Buslava
Muzyk 2.0: Co sprawiło, że zdecydowaliście się zwrócić o wsparcie do marki Casio?
Gabriela: Czynnikiem decydującym o naszym pomyśle współpracy z partnerem przy tworzeniu strategii wizerunkowej debiutu Buslava była chęć nagrania wysokiej jakości materiałów, które by potwierdziły potencjał projektu.
Niezwykle ciężko jest znaleźć partnerów, którzy potwierdziliby swoje zaufanie w debiutanta wkładem pieniężnym. Mimo to, tym razem również przekonałam się, że decydujący jest pomysł i koncepcja połączenia dwóch “podmiotów” w artystycznej całości.
Zaproponowaliśmy marce Casio naturalnego influencera – nie tylko debiutanta, który mocną pierwszą płytą wkroczył na polski rynek muzyczny. Ale przede wszystkim doświadczonego instrumentalistę.
Jak wyglądał proces?
Szukając partnerów do naszych projektów, zawsze staram się mieć przygotowaną koncepcję potencjalnego projektu i strategię wzajemnych działań.
Proces tworzenia materiałów promocyjnych Buslava we współpracy z Casio rozpoczął się od naturalnego przedstawienia artysty grupie liderów na rynku sprzedaży instrumentów muzycznych w Polsce przy specjalnym evencie Casio. Następnie w oparciu o strategię promocji debiutu Buslava w Warner Music Polska powstały dedykowane filmy ukazujące charakter twórczości Buslava – od pierwszej – bardzo artystycznej odsłony po niezwykle przydatne w pracy managera materiały koncertowe – oczywiście z użyciem instrumentów Casio.
Co zyskaliście dzięki współpracy?
Współpraca z marką Casio umożliwiła nam stworzenie trzech unikalnych filmów promocyjnych, które mogliśmy użyć w bezpośredniej promocji przed wydaniem debiutanckiego albumu “Buslav” w październiku 2016 roku. Ponadto – jako projekt – zyskaliśmy przychylność ze strony innych potencjalnych partnerów w prywatnym sektorze.